Wyjaśnienie

Wszelkie zdjęcia ikon umieszczane na moim blogu, są wyłącznie zdjęciami moich własnych prac.

wtorek, 5 października 2010

Pierwszy "prawdziwy" obraz olejny



W tym roku obchodzi swoje 20 narodziny i zgodnie z zasadą, że najtrwalsze są prowizorki- nadal nie posiada nawet ramy. Przez lata powtarzałam sobie, że skoro wciąż się przeprowadzam, to uwięzienie go w konkretnej ramie jest bez sensu. Dwa lata temu wybrałam miejsce na zapuszczenie korzeni i teraz trzeba już pomyśleć o wykończeniu....

Oczywiście pierwsze pociągnięcia farbami olejnymi były wykonane wcześniej, na kilku kawałkach płyty pilśniowej, jakieś kwiatki w wazonie, po których nie ma śladu bo zostały wymienione na pierwszą zarobioną w życiu kasę. Ta nędzna kopia albo malunek "na podstawie" Ajwazowskiego (szukałam w necie oryginału, ale nie namierzyłam) powstał w czasie odbywania mojej praktyki w strzegomskim domu kultury. Mój wujek zapoznał mnie z dwoma młodymi chłopakami, braćmi, odbywającymi właśnie swoją zasadniczą służbę wojskową. Posiadali ogromny talent, też bez żadnych szkół w tym kierunku, ale im to zdecydowanie nie było potrzebne! Ich kopie starego malarstwa powalały na kolana. Wszystkie swoje pieniądze od najmłodszych lat wydawali na albumy, farby, bilety wstępu do muzeów, zwłaszcza Narodowego w Krakowie (pochodzili z tych okolic). Ze śmiechem wspominali, jak pieniądze na nowe spodnie zamienili na blejtramy , pędzle i farby.
To oni przygotowali mi pierwszy blejtram, zagruntowali i potem podpowiadali, jakim pędzlem, jaką farbą etc. Wiele się nauczyłam choć przysięgam! obraz jest w 100% mój. Bez ich rad by nie powstał jednak, ani wiele innych. Wdzięczna jestem im dozgonnie. Ten obraz to wspomnienie pierwszego spotkania z terpentyną i olejem lnianym (kwiatki, o których wspomniałam powstały przy użyciu rozpuszczalnika ), pierwsza informacja co to laserunek i z czym to się " je".
Oczywiście wróciłam do domu bardzo dumna z siebie, obraz poszedł na ścianę by wszyscy mogli podziwiać he he. Pewnego dnia przyszła zaprzyjaźniona pani R. Wkroczyła do pokoju z pytaniem "Gdzie Gosia ten twój pierwszy obraz? Pochwal się!" i .... jej wzrok padł na przeciwległą ścianę, na której przyczepiłyśmy z siostrą nasze abstrakcyjne "dziełko" pod tytułem "mamy stary niebieski karton i masę kredek, to może się powyżywamy". I zaczęły się "ochy" i "achy" na temat inwencji twórczej, wspaniałej kompozycji, kolorystyki i w ogóle. Gdy znajoma brała oddech , by móc dalej sypać pochwałami, nieśmiało wtrąciłam, że mój obraz jest za jej plecami, a to jest "takie tam", dla żartu. Pani R. spojrzała przelotnie na mojego "Ajwazowskiego" , uprzejmie skomentowała "no, nawet nie źle, ładnie" i szybko dodała"... ale to jest genialne wprost! rewelacyjne, naprawdę się wam udało!"

I tak utarto mi nosa.

2 komentarze:

  1. Małgosiu, obraz ma już swoje lata, zatem doczekał się szacunku(b.ładny!)
    Pamiętaj,że do dzisiaj można spotkać w Luwrze i innych Muzeach artystów kopiujących starych Mistrzów.Moim zdaniem to bardzo dobra szkoła, pod warunkiem,że kopiujący nie usiłuje zastąpić autora wstawiając swój podpis.
    Genialnych kopistów podobno w świecie jest kilku i to tak dobrych,że "uczniowie przerastają mistrza".

    OdpowiedzUsuń
  2. Babko, te chłopaki też byli niesamowici! I zupełne samouki! Jak to w życiu bywa, istnieje coś takiego jak pech. Dojrzał ich na krakowskiej starówce jakiś Francuz, którego zachwyciły ich prace. Postanowił zabrać ich ze sobą do Francji, tam stworzyć im warunki do pracy i dobrze jeszcze płacić za obrazy. Gdy już się pakowali, dostali pobór do LWP.....

    OdpowiedzUsuń